11. KU BOŻEJ MECIE
W dzisiejszym odcinku przyjrzymy się ostatniemu etapowi życia o. Bernarda, Zobaczymy, że do końca był pełen gorliwości apostolskiej, potrafił też mężnie znosić cierpienie. Uslyszymy również ponownie zachętę do modlitwy o cud za jego przyczyną, konieczny do ukończenia procesu beatyfikacyjnego.
11. KU BOŻEJ MECIE
O. Bernard Łubieński mimo kalectwa cieszył się dobrym zdrowiem. Był zresztą twardym dla siebie i nigdy się nie rozczulał nad swoimi dolegliwościami. Kiedy jako 82-letni staruszek przejeżdżał przez Toruń, rektor tamtejszego klasztoru redemptorystów poprosił go o wygłoszenie kazania na otwarcie nowo wybudowanego gmachu juwenatu, czyli niższego seminarium redemptorystów. O. Bernard nigdy takim prośbom nie odmawiał, więc i tym razem chętnie się zgodził. Kiedy szedł na ambonę, poczuł nagle mocny ból, zasłabł i wyszeptał tylko: „połóżcie mnie na ławce”. W takiej pozycji poprawił osuwający się pas, odpoczął parę chwil, potem jakby nigdy nic ruszył powoli na ambonę i wygłosił płomienne kazanie. Moc ducha opanowywała wszelkie słabości ciała. Jednak mimo wszystko powoli tracił siły.
Współbracia ze wzruszeniem obserwowali, jak punktualnie brał udział we wszystkich modlitewnych spotkaniach wspólnoty zakonnej w Warszawie i z ogromnym poświęceniem szedł rano i wieczorem do konfesjonału, gdzie długie godziny codziennie spowiadał. Tak było prawie do samej śmierci. Do końca chciał służyć Bogu według reguły swego Zgromadzenia i jak żołnierz trwać na posterunku. Sam nie prosił o żadne ulgi, przełożeni musieli mu nakazywać, by się tak nie męczył, by już z pewnych ćwiczeń wspólnych rezygnował. Poddawał się posłusznie tym rozporządzeniom, gdyż uznawał posłuszeństwo za najmilszą Bogu ofiarę, ale było mu przykro, że już – jak mówił – „dziadzieje” i nie może nadążyć za młodszymi współbraćmi.
Do normalnych dolegliwości wieku starczego i częściowego paraliżu znoszonego tak cierpliwie przez blisko 50 lat dołączyły się pod koniec życia inne cierpienia: rany na nogach, chorobowe zmiany w pracy serca i coraz bardziej dokuczliwe drżenie rąk. Nadszedł czas, kiedy już nie mógł nawet na siedząco sprawować Eucharystii, kiedy już musiał większość dnia spędzić w łóżku. 20 sierpnia 1933 roku na swoje imieniny był jeszcze na wspólnym obiedzie w klasztornym refektarzu. Zmęczył się bardzo, ale kładąc się w swoim pokoju na popołudniowy odpoczynek, prosił brata, który był przydzielony do jego pomocy, by go obudził o oznaczonej godzinie i pomógł mu dojść do kaplicy klasztornej, gdyż miała się zaczynać wizytacja domu przez o. Prowincjała. Brat tłumaczył ojcu Bernardowi, że lekarz zabronił wstawać i gdyby się dowiedział o tym zamiarze, to na pewno pogniewałby się i stanowczo zabronił. „Skąd taki doktor może rozumieć, co to jest wizytacja” – powiedział o. Bernard i brat ustąpił, aby staruszkowi nie robić przykrości.
Słabł jednak coraz bardziej, ale znosił wszystko cierpliwie i dziękował serdecznie za wszelką posługę. Często wyrywały mu się akty modlitewne: „Niech się dzieje wola Boża, niech będzie tak jak Bóg chce!”. Jakże był podobny pod tym względem zgadzania się we wszystkim z wolą Bożą do wielkiego brata redemptorysty, św. Gerarda Majelli, który prawie 200 lat wcześniej umierał w klasztorze Materdomini we Włoszech młodszy o blisko 60 lat od o. Bernarda. Na całkowitym zjednoczeniu woli własnej z wolą Bożą opierał również św. Alfons Liguori istotę zakonnej doskonałości redemptorysty. Najlepszym sprawdzianem tej zgodności jest próba cierpienia. Wtedy dopiero okazuje się cała moc ducha oraz wartość wszystkich obietnic i deklaracji czynionych przed Bogiem w pełni sił i zdrowia. O. Bernard przez swoje kalectwo był już od dawna oswojony z cierpieniem, rozważał często mękę Chrystusową, codziennie odprawiał drogę krzyżową i wiele rozmyślał o śmierci, dlatego też jej zbliżanie się przyjmował prawdziwie po chrześcijańsku i po zakonnemu, czyli spokojnie.
Niektórzy ludzie świątobliwi potrafią powitać śmierć nawet z uśmiechem. O. Bernard nie miał już siły, by się uśmiechnąć, bowiem paraliż mózgu postępował i chory zaczął tracić przytomność. Ale on już dawno temu wszystko z radością oddał swemu Panu i często powtarzał w kapłańskich modlitwach werset psalmu: „Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano, pójdziemy do domu Pana”. Całe jego życie było nieustannym czuwaniem, zgodnie z zaleceniem Chrystusa zawartym w Ewangelii. Było też nieustannym krzątaniem się wiernego sługi Pana wokoło sprawy, jaka została mu zlecona w związku z otrzymanym powołaniem. Mógł spokojnie oglądnąć się wstecz, zaśpiewać z Matką Najświętszą dziękczynne Magnificat – za wielkie łaski, jakimi Pan go obdarował i za to, że te łaski nie zostały zmarnowane. Mógł naprawdę spokojnie iść do Pana z dojrzałym, bogatym plonem swego długiego kapłańskiego i misjonarskiego życia.
Zmarł 10 września 1933 r., czyli w roku Jubileuszu Odkupienia, uroczyście obchodzonym w całym Kościele powszechnym. Była to druga niedziela miesiąca, kiedy w kościołach redemptorystów odprawiano specjalne nabożeństwa ku czci Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Ona to, Matka Odkupiciela, sprowadziła swego wiernego czciciela a zarazem dzielnego współpracownika Chrystusowego dzieła Odkupienia do pełnego już uczestnictwa w zwycięstwie Chrystusa zmartwychwstałego.
Pogrzeb miał uroczysty, prawie tryumfalny. Był pierwszym redemptorystą, który umarł w warszawskim domu Zgromadzenia. Pochowano go na cmentarzu Wolskim. Powszechna opinia stwierdzała jego świętość i zaczęto mówić o procesie beatyfikacyjnym. Wszystko opóźniła jednak II wojna światowa, która zniszczyła klasztor warszawskich redemptorystów na Woli i wiele pamiątek po ojcu Bernardzie. Cała zresztą wspólnota zakonna w liczbie 30 współbraci poniosła śmierć z ręki wroga w czasie Powstania Warszawskiego 6 sierpnia 1944.
O ojcu Bernardzie jednak nie zapomniano. Dziś, kiedy mija 90 lat od jego śmierci, sprawa jego beatyfikacji jest już na szczeblu rzymskim. W naszych modlitwach prośmy Boga o jej przyspieszenie, modląc się szczególnie o cud przez jego wstawiennictwo. Zaś o łaskach otrzymanych za wstawiennictwem o. Bernarda nie zapomnijmy powiadomić najbliższy klasztor redemptorystów.
opr. o. Stanisław Stańczyk CSsR, o. Sylwester Cabała CSsR
MODLITWA O UPROSZENIE ŁASK ZA PRZYCZYNĄ CZIGODNEGO SŁUGI BOŻEGO O. BERNARDA ŁUBIEŃSKIEGO ORAZ O JEGO BEATYFIKACJĘ
Boże, który Sługę Twego, Bernarda, obdarzyłeś apostolskim zapałem i mocą ducha w niesieniu krzyża, spraw prosimy, aby ten, który dla prowadzenia ludzi do Królestwa Prawdy i Miłości oddał całe swoje życie, doznawał czci świętych wśród wiernych Twojego Kościoła i był naszym orędownikiem u Ciebie. Udziel nam za jego przyczyną łaski …, której obecnie szczególnie potrzebujemy. Prosimy Cię o to przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.